KEJKO Z MAKSYMILIANOWA
Tekst, zdjęcia, filmy autorstwa Małgorzaty Glajcar
12.10.2014
Bardzo często nowi właściciele psów z adopcji popełniają duży błąd, starając się im wynagrodzić ich bezdomność, dając im wolność, brak zasad i nie pokazując im w żaden sposób, że są ich przewodnikami, którym można ufać. Przeczytajcie i obejrzyjcie filmik o tym, jak można połączyć konsekwencję, wprowadzanie pierwszych reguł i budowanie wizerunku wspaniałego opiekuna już podczas pierwszych dni psa w nowym domu. |
|
Dziś zaliczyłyśmy wizytę u weta – zamierzałam zabrać ją tam tylko w celach zapoznawczo-socjalizacyjnych, ale ponieważ nie podobały mi się jej oczka, przy okazji Kejko zaliczyła małe badanie ogólne. Ważymy 13,5 kg, mamy stan zapalny oczu i pchełki – na obie dolegliwości dostałam krople, wizyta kontrolna we wtorek, odrobaczenie, a potem szczepienie.
Sam dojazd do weta też był ciekawy – wsadziłam małą na tylne siedzenie, zapięłam matę robiąc jej kojec, a po 2 minutach miałam zadowoloną Kejko z przodu na siedzeniu pasażera i tak, zadowolona, dojechała na miejsce. W drodze powrotnej zrezygnowałam z robienia kojca i Kejko grzecznie sobie leżała z tyłu. Musimy opanować trudną sztukę jazdy samochodem, bo w niedzielę jedziemy do Gliwic przedstawić małą rodzicom i Waflowi.
Przytrafiła się też pierwsza niedyspozycja żołądkowa czyli małe rozwolnienie, podejrzewam, że od zmiany jedzenia, po południu już było OK., na wszelki wypadek podałam Smectę.
Kejko jest cudowną sunią – delikatną, łagodną, przytulaśną, strasznie kontaktową i nastawioną na przewodnika.
Jest bardzo płochliwa, na dworze boi niemal wszystkiego , a najgorsze są głośne dźwięki typu szczekanie innego psa, kosiarka, cieć zamiatający liście, zamykane drzwi czy okno, motor, głośniejszy samochód, krzyki, stuki itp. itd. – reaguje natychmiast ucieczką i najchętniej od razu pognałaby do bezpiecznego domu.
W drugim dniu od adopcji mamy:
- mega skupienie na przewodniku w domu i na spacerach,
- grzeczne czekanie na jedzonko i konsumpcję dopiero po moim pozwoleniu,
- nie skaczemy, nie jęczymy ani nie szczekamy czyli nie wymuszamy żarcia kiedy Gosia je – tylko grzecznie leżymy sobie w pobliżu,
- siedzimy przed wyjściem z mieszkania i z klatki schodowej,
- chodzimy przy nodze bez smyczy, zmieniając tempo i kierunki,
- chodzimy na luźnej smyczy,
- wracamy na wołanie ( tu muszę uważać na jej lęki, bo w przypadku nagłych hałasów mała ucieka i albo zaraz zawróci i radośnie do mnie przybiega, albo zwiewa za najbliższy róg i chowa się przy wejściu do bloku),
- siadamy na komendę optyczną i słowną,
- targetujemy rękę,
- zaczynamy fajnie bawić się zabawkami, na razie w domu – nakręcamy się szczególnie na Pana Węża, którym się przeciągamy, aportujemy i wciskamy Gosi do rąk,
- zaczynamy naukę leżenia,
- przerywamy niepożądane zachowania typu próby podgryzania paprotki , frędzli z dywanu, poduszek czy progów na delikatne „ ej”.
No trafił mi się szczeniak prawie idealny!
Prawie, bo nad lękami trzeba porządnie popracować już i natychmiast, ale jednocześnie cierpliwie i spokojnie, a teraz w dodatku zacznie się okres wymiany ząbków.
Kejko ma rzeczy, których boi się strasznie i okropnie czyli wszystko co głośne i niespodziewane i rzeczy, których boi się, ale potrafi się do nich zbliżyć i poznać.
Te drugie to np. ktoś obcy w naszym mieszkaniu ( odwiedziła nas już urocza Babcia – Sąsiadka i Sympatyczny Dostawca Karmy), ktoś niepokojący na spacerze, kto do niej słodko zagada, szeleszczący worek na śmieci, pies, który na nią szczeknie, ale tak bez przesady ( tu zauważyłam, że fajnie sprawdza się kiedy wezmę małą na chwilę na ręce, a kiedy pies przestanie szczekać postawię ją na ziemi i pozostawię jej decyzje, czy chce go poznać czy nie – zwykle chce i wszystko jest OK).
Często siadam z nią na ławce albo na schodach gdzieś na spacerze , ona chowa się bezpiecznie za moimi nogami albo pakuje się na ławkę, zwisając doopką w dół i pozwalam jej patrzeć, słuchać, chłonąć zapachy. Zdarza się, że sama nagle podrywa się i idzie kilka kroków za jakimś przechodniem, ciągnąć nosem, a szczególną jej uwagę budzą mali chłopcy o blond włoskach ( synek jej dotychczasowej opiekunki Justyny jest takim chłopcem), których wczoraj – akurat spacer poranny wypadł w porze odprowadzania dzieci do przedszkola – próbowała gonić i obskakiwać, ale to już mamy opanowane przez naukę skupienia na mnie.
Najbardziej „lubi” spacery poranne i wieczorne, kiedy jest w miarę cicho i spokojnie, aczkolwiek i na nich czyhają niebezpieczeństwa – a to ktoś odsłania rolety w oknach, a to ktoś głośno trzaśnie drzwiami, albo tuż przed wyjściem z domu czai się STRASZNY cieć zamiatający liście z chodnika….
Do psów jest nieufna i ostrożna, wczoraj z pewną taką nieśmiałością poznała stareńką goldenkę, która przyszła się do mnie przywitać i szczekacza yorka ( najpierw zwiała pod moją klatkę schodową, wróciła na wołanie, mamunia wzięła Kejko na rączki, york przestał szczekać, postawiłam małą i na spokojnie się zapoznały). Dziś rano bardzo się zainteresowała czarną labradorką, pozwoliłam jej na kontakt no i mała szła za starszą krok w krok, z ogonkiem radośnie powiewającym, kopiując jej zachowanie – a tu trzeba powąchać, a tu posikać. Po chwili do towarzystwa dołączyła jeszcze dorosła goldenka i Kejko wyglądała na bardzo zadowoloną. Po południu poznałyśmy 11 miesięczną malutką ale bardzo żywiołową suczkę, na początku „szału nie było”, Kejko dała się powąchać, jednak nie nawiązywała bliższego kontaktu. Ale tamta zaczęła biegać jak wariatka w wysokiej trawie, więc myślę sobie, a nóż – widelec, może wyniosłam coś z tych warsztatów z komunikacji z Mariną, i dawaj, też zaczęłam z Kejko biegać po tej trawie , kierując ją w stronę tej wariatki i hurra! Udało się!!!! Kejko podłapała i zaczęła się zabawa w berka z tą suką! Nie trwało to długo, bo nagle pojawił się obcy jamnik, ale jaka Kejko była szczęśliwa! Biegałyśmy potem razem, ona ogonek rozmachany, uśmiech na pysiu i co chwila HOP! w moją stronę „Mamuniu! Widziałaś???? Biegałam z obcym psem!!!”.
Dziś na moim osiedlu były wielkie sianokosy czyli kosiary od rana z każdej strony, więc prosto od weta wzięłam Kejko do Parku Śląskiego na lądowisko i to był strzał w dychę – spokój, cisza, można sobie z daleka obserwować spacerowiczów i rowerzystów, no i w końcu można trochę powęszyć i oddalić się od mamuni na 2-3 metry. Za to mamuni nie było do śmiechu, kiedy z kilkunastu metrów zobaczyła dzika ….
Podsumowując przydługi już wywód – od przyszłego tygodnia zaczynamy się udzielać towarzysko i potrzebujemy innych, fajnych psów, które wprowadzą małą Kejko z Maksymilianowa w Wielki Świat.
Kliknij tutaj, aby edytować.
11.09.2014
Obiecałam Wam relację o małej Kejko, a więc posłuchajcie…
Kejko ma obecnie 3,5 miesiąca, jest psem w typie owczarka szkockiego collie. Razem z rodzeństwem została uratowana przed niechybną śmiercią przez Justynę, a następnie objęta opieką przez nią oraz Fundację Kocia Mama. Do tej pory mieszkała na wsi, razem z rodziną Justyny, jej psami i kotami i nie miała pojęcia, że poza jej małym światkiem istnieje inny WIELKI ŚWIAT .
Przejechałyśmy wczoraj prawie 250 km – autko prowadziła moja kochana Młodsza Siostrzyczka, a ja siedziałam z Kejko na tylnym siedzeniu, bo troszkę obawiałyśmy się, że może wpadać w panikę, wyć, szczekać, próbować się wydostać z samochodu, siurkać tudzież robić inne rzeczy, które niekoniecznie by nam się podobały.
Nic z tego – pierwszą część drogi Kejko przesiedziała, z oczami jak spodki, zapatrzona na wszystko, co pojawiało się za oknem, nochalem wyłapującym wszystkie nowe zapachy i uszami strzygącymi na wszystkie strony. Oczywiście nie obyło się bez „tulisiowania”, bo to straszna przylepka. Rzygnęła trzy razy (Justyna ma za dobre serce i pozwoliła, żeby mała nażarła się na full przed podróżą), na postojach, kiedy ja sprzątałam – siedziała grzecznie w aucie i wychodziła tylko na wyraźne zaproszenie, a po opróżnieniu żołądeczka – przysnęła i drzemała sobie aż do Siemianowic.
Do mojego mieszkania poszła za mną chętnie, chociaż nie wiem czy za mną czy może za matą z samochodu, którą uznała za bezpieczną i odpowiednio obrzyganą…. Do windy też weszła chętnie, jeszcze niczego nieświadoma, ale kiedy ruszyła w górę, oj! Oczy jak spodki, łapki ugięte i zdumienie, że to coś się rusza, o rany, to musi być coś strasznego!!!!
W mieszkaniu posprawdzała wszystko na ugiętych łapkach i od razu – zaopatrzywszy się uprzednio w pasztet drobiowy - zabrałam ją na spacerek, bo na postojach ani razu się nie załatwiła. No i oczywiście nie zrobiła nic, łapki ugięte, ogonek pod siebie, WIELKI ŚWIAT jest STRAAAASZNY!!! Na szczęście pasztet był smakowity i pachnący, a mała jest żarłokiem przeokrutnym, więc kawałeczek udało nam się przejść i nawet ogonek zaczął nieśmiało machać. A w czasie tego kawałeczka spaceru miła niespodzianka dla Kejko , spotkaliśmy moich sąsiadów z małym dzieckiem, no i sunia była przeszczęśliwa – została wypieszczona i wygłaskana.
Powrót do domu ( straszną windą) i pora na kolacyjkę ( zawczasu ugotowałam rosół z indyka z warzywami i ryżem, więc pachniało smakowicie) – Kejko była bardzo podekscytowana, skakała na blat w kuchni, szczekała, więc mówię sobie „o nie, nie ma mowy, raz ulegnę to przepadło”. Wystarczyło małe czary-mary i Kejko grzecznie siedziała, czekając, aż postawię michę i pozwolę jej zjeść. A apetyt dziewczynka ma, że hej!
Teraz pora, żebym może i ja po całym dniu coś zjadła – odgrzewam sobie obiad, a Kejko ciągnie nosem i wyłapuje zapachy, co też ta nowa mamunia dobrego robi. Ignoruję, niech se wącha.
Ale kiedy zaczęłam jeść, a mała siada przede mną z oczami jak Kot ze Shreka, pochrumkuje, poszczekuje i coraz bardziej szczeka, no to znowu „nie ma mowy, raz ulegnę, to przepadło”. No i znowu małe czary-mary, pół sekundy i Kejko leży sobie cichutko i grzecznie pod stołem, a ja mam spokój – zresztą, dziś nawet nie trzeba było powtarzać czarów-marów, wystarczyło raz i zrozumiała.
Po posiłku czas na jakieś wiadomości w TV i znowu mamy strachy – a co to świeci i gada? Trzeba uciekać! No, ale skoro nowa mamunia się nie boi, to może to nie jest takie straszne? Może by sprawdzić, gdzie jest ten pan, co tam gada z tego czegoś? Z pewną taką nieśmiałością Kejko zajrzała za szafkę RTV, pod szafkę, obwąchała telewizor i stwierdziła, że w zasadzie nie ma się czego bać.
Ale na dzwonek telefonu od Jolanta – znowu trzeba zwiewać, bo to coś strasznego przecież może być!!!
A w tzw. międzyczasie, czyli pomiędzy każdą nową straszną rzeczą – Kejko szuka kontaktu ze mną, nadstawia się do miziania , w czasie którego pochrumkuje, pomrukuje jak kot ( w końcu z kotami się żyła) i wydaje różne dziwne odgłosy.
Od kolacji minęło troszkę czasu, więc na wszelki wypadek idziemy na spacer – no i udało się, siurek i qopka zrobione na dworze! Kejko nie ciągnie na smyczy i trzyma się blisko mnie, jest już spokojnie i pusto na dworze, więc zaczęłam puszczać ją ze smyczką. Nagradzam każdy kontakt wzrokowy, każde ładne chodzenie przy nodze, każdy powrót jeżeli chociaż odrobinę się oddali .
Tego wieczoru był jeszcze jeden spacer, prawie o północy, było już zupełnie cicho i pusto i Kejko w końcu zaczęła troszkę węszyć.
Winda cały czas jest straszna, za to w domu zaczyna być coraz fajniej i bezpieczniej.
Zasnęłyśmy po północy – ja na kanapie w salonie, ona na dywanie pod kominkiem.
Sunia Saszunia czuwała nad nami z lepszego świata, świeczka paliła się w oknie jak co wieczór, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham i że ciągle tęsknię.
I przespałyśmy błogo aż do rana, czyli do 7.30, Kejko chrapiąc jak stary menel, pochrumkując i pomrukując . A rano radości, tulisiów i pieszczotek nie było końca.
Jutro postaram się napisać coś więcej o słodkiej Kejko , bo chciałabym opowiedzieć Wam wszystko, a to przecież niemożliwe.
Późniejszy dopisek:
A, no i zapomniałam z tego wszystkiego - zdumienie Kejko budził też fakt, że micha nie stała pełna do dyspozycji psa przez cały czas. Bo jakże to tak? Nie ma nic? Wydzielają? Albo dają z ręki?
Kejko ma obecnie 3,5 miesiąca, jest psem w typie owczarka szkockiego collie. Razem z rodzeństwem została uratowana przed niechybną śmiercią przez Justynę, a następnie objęta opieką przez nią oraz Fundację Kocia Mama. Do tej pory mieszkała na wsi, razem z rodziną Justyny, jej psami i kotami i nie miała pojęcia, że poza jej małym światkiem istnieje inny WIELKI ŚWIAT .
Przejechałyśmy wczoraj prawie 250 km – autko prowadziła moja kochana Młodsza Siostrzyczka, a ja siedziałam z Kejko na tylnym siedzeniu, bo troszkę obawiałyśmy się, że może wpadać w panikę, wyć, szczekać, próbować się wydostać z samochodu, siurkać tudzież robić inne rzeczy, które niekoniecznie by nam się podobały.
Nic z tego – pierwszą część drogi Kejko przesiedziała, z oczami jak spodki, zapatrzona na wszystko, co pojawiało się za oknem, nochalem wyłapującym wszystkie nowe zapachy i uszami strzygącymi na wszystkie strony. Oczywiście nie obyło się bez „tulisiowania”, bo to straszna przylepka. Rzygnęła trzy razy (Justyna ma za dobre serce i pozwoliła, żeby mała nażarła się na full przed podróżą), na postojach, kiedy ja sprzątałam – siedziała grzecznie w aucie i wychodziła tylko na wyraźne zaproszenie, a po opróżnieniu żołądeczka – przysnęła i drzemała sobie aż do Siemianowic.
Do mojego mieszkania poszła za mną chętnie, chociaż nie wiem czy za mną czy może za matą z samochodu, którą uznała za bezpieczną i odpowiednio obrzyganą…. Do windy też weszła chętnie, jeszcze niczego nieświadoma, ale kiedy ruszyła w górę, oj! Oczy jak spodki, łapki ugięte i zdumienie, że to coś się rusza, o rany, to musi być coś strasznego!!!!
W mieszkaniu posprawdzała wszystko na ugiętych łapkach i od razu – zaopatrzywszy się uprzednio w pasztet drobiowy - zabrałam ją na spacerek, bo na postojach ani razu się nie załatwiła. No i oczywiście nie zrobiła nic, łapki ugięte, ogonek pod siebie, WIELKI ŚWIAT jest STRAAAASZNY!!! Na szczęście pasztet był smakowity i pachnący, a mała jest żarłokiem przeokrutnym, więc kawałeczek udało nam się przejść i nawet ogonek zaczął nieśmiało machać. A w czasie tego kawałeczka spaceru miła niespodzianka dla Kejko , spotkaliśmy moich sąsiadów z małym dzieckiem, no i sunia była przeszczęśliwa – została wypieszczona i wygłaskana.
Powrót do domu ( straszną windą) i pora na kolacyjkę ( zawczasu ugotowałam rosół z indyka z warzywami i ryżem, więc pachniało smakowicie) – Kejko była bardzo podekscytowana, skakała na blat w kuchni, szczekała, więc mówię sobie „o nie, nie ma mowy, raz ulegnę to przepadło”. Wystarczyło małe czary-mary i Kejko grzecznie siedziała, czekając, aż postawię michę i pozwolę jej zjeść. A apetyt dziewczynka ma, że hej!
Teraz pora, żebym może i ja po całym dniu coś zjadła – odgrzewam sobie obiad, a Kejko ciągnie nosem i wyłapuje zapachy, co też ta nowa mamunia dobrego robi. Ignoruję, niech se wącha.
Ale kiedy zaczęłam jeść, a mała siada przede mną z oczami jak Kot ze Shreka, pochrumkuje, poszczekuje i coraz bardziej szczeka, no to znowu „nie ma mowy, raz ulegnę, to przepadło”. No i znowu małe czary-mary, pół sekundy i Kejko leży sobie cichutko i grzecznie pod stołem, a ja mam spokój – zresztą, dziś nawet nie trzeba było powtarzać czarów-marów, wystarczyło raz i zrozumiała.
Po posiłku czas na jakieś wiadomości w TV i znowu mamy strachy – a co to świeci i gada? Trzeba uciekać! No, ale skoro nowa mamunia się nie boi, to może to nie jest takie straszne? Może by sprawdzić, gdzie jest ten pan, co tam gada z tego czegoś? Z pewną taką nieśmiałością Kejko zajrzała za szafkę RTV, pod szafkę, obwąchała telewizor i stwierdziła, że w zasadzie nie ma się czego bać.
Ale na dzwonek telefonu od Jolanta – znowu trzeba zwiewać, bo to coś strasznego przecież może być!!!
A w tzw. międzyczasie, czyli pomiędzy każdą nową straszną rzeczą – Kejko szuka kontaktu ze mną, nadstawia się do miziania , w czasie którego pochrumkuje, pomrukuje jak kot ( w końcu z kotami się żyła) i wydaje różne dziwne odgłosy.
Od kolacji minęło troszkę czasu, więc na wszelki wypadek idziemy na spacer – no i udało się, siurek i qopka zrobione na dworze! Kejko nie ciągnie na smyczy i trzyma się blisko mnie, jest już spokojnie i pusto na dworze, więc zaczęłam puszczać ją ze smyczką. Nagradzam każdy kontakt wzrokowy, każde ładne chodzenie przy nodze, każdy powrót jeżeli chociaż odrobinę się oddali .
Tego wieczoru był jeszcze jeden spacer, prawie o północy, było już zupełnie cicho i pusto i Kejko w końcu zaczęła troszkę węszyć.
Winda cały czas jest straszna, za to w domu zaczyna być coraz fajniej i bezpieczniej.
Zasnęłyśmy po północy – ja na kanapie w salonie, ona na dywanie pod kominkiem.
Sunia Saszunia czuwała nad nami z lepszego świata, świeczka paliła się w oknie jak co wieczór, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham i że ciągle tęsknię.
I przespałyśmy błogo aż do rana, czyli do 7.30, Kejko chrapiąc jak stary menel, pochrumkując i pomrukując . A rano radości, tulisiów i pieszczotek nie było końca.
Jutro postaram się napisać coś więcej o słodkiej Kejko , bo chciałabym opowiedzieć Wam wszystko, a to przecież niemożliwe.
Późniejszy dopisek:
A, no i zapomniałam z tego wszystkiego - zdumienie Kejko budził też fakt, że micha nie stała pełna do dyspozycji psa przez cały czas. Bo jakże to tak? Nie ma nic? Wydzielają? Albo dają z ręki?
10.09.2014
Nie zdążyłam nagrać jej pierwszej reakcji na włączenie telewizora - nie wiem czy wiadomości na TVP były tak straszne, ale czmychnęła w drugi koniec pokoju, za chwilę wylazła i poszła sprawdzać, gdzie siedzi ten facet, który gada ;)
Nie zdążyłam nagrać jej pierwszej reakcji na włączenie telewizora - nie wiem czy wiadomości na TVP były tak straszne, ale czmychnęła w drugi koniec pokoju, za chwilę wylazła i poszła sprawdzać, gdzie siedzi ten facet, który gada ;)