20.04.2015
Metoda - cud
|
Autor: Denise Fenzi, FDSADenise jest profesjonalną trenerką, czynnie biorącą udział w zawodach. Prowadzi szkołę on-line Fenzi Dog Sports Academy, która oferuje bardzo różnorodne kursy. Oprócz tego prowadzi bloga, na którym regularnie publikuje swoje przemyślenia i porady i który jest bardzo dobrym źródłem wiedzy dla osób zafascynowanych szczególnie obedience.
|
"Metoda-cud" to bardzo popularna metoda startowania na zawodach w różnych dyscyplinach. Spotykam się z nią często w agility, obedience, IPO, itp.
Zaczyna się wtedy, gdy zgłaszasz się do udziału w zawodach z psem, który nigdy wystarczająco nie opanował wymaganych elementów w danej klasie. Drugi poziom osiągasz, gdy robisz to z psem, który dobrze sobie radzi w znanych mu warunkach i z Twoją pomocą, do momentu, w którym coś nie pójdzie nie tak. Najbardziej ekstremalny przypadek to uczestnictwo w zawodach z psem, który w ogóle nie wykonuje poleceń, nawet w znajomym środowisku i ze wszystkimi możliwymi zachętami i podpowiedziami.
Zwolennicy tej metody są dziwną mieszanką wiary i drażliwości. Wierzą, że ich decyzja o udziale w zawodach nagle spowoduje, że pies, dotychczas nie radzący sobie z ich wymaganiami, odniesie sukces. Stają się drażliwi w momencie, w którym termin zawodów się przybliża i staje się oczywiste, że pies ma takie szanse, jak kula śniegu w piekle, na poradzenie sobie na zawodach.
Ja też taka byłam. Większość trenerów, których znam, taka była. A co Ty teraz zrobisz, w momencie patrzenia się na swoją psią kulę śniegu... to właśnie tutaj zaczyna się robić ciekawie.
Podjąłeś złą decyzję, gdy postanowiłeś wziąć udział z psem w zawodach. Na domiar złego, kosztowała Cię 60 dolarów w ramach wpisowego.
Patrząc na to z tej lepszej strony, te dolary prawdopodobnie zmotywowały Cię do trenowania z większym skupieniem i z większą intensywnością, przy okazji zapewne odkrywając więcej Twoich słabości. To świetnie; teraz możesz systematycznie nad nimi pracować! Znam ludzi, którzy nie podchodzą "na serio" do treningu, dopóki nie wydadzą pieniędzy, więc jeśli tego właśnie potrzebujesz, aby się zmotywować... w porządku.
Niestety, niektórzy ludzie mieszają swoją złą decyzję o zapisaniu się na zawody z jeszcze gorszą: biorą w nich udział ze swoim psem, wierząc, że "metoda-cud" im na nich pomoże.
Nie twierdzę, że taka metoda nigdy nie działa, bo sama tego doświadczyłam. Co prawda tylko raz, ale... taka jest natura cudów. Są rzadkie. Wyjątkowe. Prawdopodobnie się nie powtórzą. Niestety, dają każdemu, kto był ich świadkiem niepodważalne poczucie, że MOGŁYBY się powtórzyć, jeśli tylko będzie się w to wierzyć.
Są dwa problemy z "Metodą-cud". Po pierwsze, to niesamowicie trudne emocjonalnie przeżycie dla Twojego psa, który jest skazany na porażkę w ringu, gdzie nie można zrobić nic, by tę sytuację poprawić. Po drugie, zapobiega ona temu, abyś obrał czynne stanowisko w rozwiązywaniu Waszych problemów. W przypadku zawodów modlitwy są świetne, ale trening jest jeszcze lepszy. Ale co tam, przecież te rzeczy się nie wykluczają!
Niestety, zwolennicy "Metody-cud" najczęściej są jedynymi osobami, które wierzą, że te dwie rzeczy mogłyby połączyć się ze sobą na ringu. Wszyscy inni spodziewają się totalnej porażki. Mimo to nikt nie chce odezwać się i powiedzieć wprost... "Twój pies nie jest gotowy." Jeśli Twój przyjaciel lub uczeń zapisał się na zawody i polega na tej metodzie, SKOMENTUJ TO! Jest możliwe być szczerym i uprzejmym w tym samym czasie i, patrząc na to szerzej, na pewno bardziej uprzejme jest wsparcie czyjegoś pragnienia sukcesu, niż nakłanianie go do odniesienia bardzo prawdopodobnej porażki. Co dana osoba zrobi w tym momencie, jest tylko jej decyzją, ale Ty przynajmniej powiedziałeś, co należy.
Znam zespół, który w ten weekend weźmie udział w zawodach w klasie Open. Mają 50/50% szans, że pies opuści ring podczas ćwiczenia chodzenia przy nodze. Jeśli jednak tego nie zrobi, mają 50/50 szans, że upuści aport przy nogach przewodnika. Jest 50/50% szans na to, że przyniesie aport, także przez przeszkodę, zanim zostanie po niego wysłany. Jeśli na tym etapie wciąż będzie na ringu (mało prawdopodobne), możliwe, że dobrze wykona skok w dal. Teraz nadchodzi czas na zostawanie w miejscu, gdy przewodnik znika z pola widzenia psa. Nigdy nie widziałam, żeby ten pies wytrzymał całe to ćwiczenie przez wymaganą ilość czasu, więc mogę założyć, że prawdopodobieństwo położenia tych zadań to około 98%.
Po co? Po co męczyć siebie i psa? Dlaczego nie zacząć treningu od początku i nie poszukać powodu swoich porażek i przygotować się na powrót do najbardziej podstawowych ćwiczeń? Być może poświęcisz cały rok na taką pracę i być może będziesz wtedy gotowy.
Już podjąłeś złą decyzję, zgłaszając się na zawody. Nie pogarszaj jej, uczestnicząc w nich.
A jeśli to zrobisz, wówczas moją kolejną, najlepszą radą będzie zacząć się modlić. O tak, i postaraj się nie popsuć niczyjego innego psa, gdy Ty będziesz pajacować i marnować czas.
Zaczyna się wtedy, gdy zgłaszasz się do udziału w zawodach z psem, który nigdy wystarczająco nie opanował wymaganych elementów w danej klasie. Drugi poziom osiągasz, gdy robisz to z psem, który dobrze sobie radzi w znanych mu warunkach i z Twoją pomocą, do momentu, w którym coś nie pójdzie nie tak. Najbardziej ekstremalny przypadek to uczestnictwo w zawodach z psem, który w ogóle nie wykonuje poleceń, nawet w znajomym środowisku i ze wszystkimi możliwymi zachętami i podpowiedziami.
Zwolennicy tej metody są dziwną mieszanką wiary i drażliwości. Wierzą, że ich decyzja o udziale w zawodach nagle spowoduje, że pies, dotychczas nie radzący sobie z ich wymaganiami, odniesie sukces. Stają się drażliwi w momencie, w którym termin zawodów się przybliża i staje się oczywiste, że pies ma takie szanse, jak kula śniegu w piekle, na poradzenie sobie na zawodach.
Ja też taka byłam. Większość trenerów, których znam, taka była. A co Ty teraz zrobisz, w momencie patrzenia się na swoją psią kulę śniegu... to właśnie tutaj zaczyna się robić ciekawie.
Podjąłeś złą decyzję, gdy postanowiłeś wziąć udział z psem w zawodach. Na domiar złego, kosztowała Cię 60 dolarów w ramach wpisowego.
Patrząc na to z tej lepszej strony, te dolary prawdopodobnie zmotywowały Cię do trenowania z większym skupieniem i z większą intensywnością, przy okazji zapewne odkrywając więcej Twoich słabości. To świetnie; teraz możesz systematycznie nad nimi pracować! Znam ludzi, którzy nie podchodzą "na serio" do treningu, dopóki nie wydadzą pieniędzy, więc jeśli tego właśnie potrzebujesz, aby się zmotywować... w porządku.
Niestety, niektórzy ludzie mieszają swoją złą decyzję o zapisaniu się na zawody z jeszcze gorszą: biorą w nich udział ze swoim psem, wierząc, że "metoda-cud" im na nich pomoże.
Nie twierdzę, że taka metoda nigdy nie działa, bo sama tego doświadczyłam. Co prawda tylko raz, ale... taka jest natura cudów. Są rzadkie. Wyjątkowe. Prawdopodobnie się nie powtórzą. Niestety, dają każdemu, kto był ich świadkiem niepodważalne poczucie, że MOGŁYBY się powtórzyć, jeśli tylko będzie się w to wierzyć.
Są dwa problemy z "Metodą-cud". Po pierwsze, to niesamowicie trudne emocjonalnie przeżycie dla Twojego psa, który jest skazany na porażkę w ringu, gdzie nie można zrobić nic, by tę sytuację poprawić. Po drugie, zapobiega ona temu, abyś obrał czynne stanowisko w rozwiązywaniu Waszych problemów. W przypadku zawodów modlitwy są świetne, ale trening jest jeszcze lepszy. Ale co tam, przecież te rzeczy się nie wykluczają!
Niestety, zwolennicy "Metody-cud" najczęściej są jedynymi osobami, które wierzą, że te dwie rzeczy mogłyby połączyć się ze sobą na ringu. Wszyscy inni spodziewają się totalnej porażki. Mimo to nikt nie chce odezwać się i powiedzieć wprost... "Twój pies nie jest gotowy." Jeśli Twój przyjaciel lub uczeń zapisał się na zawody i polega na tej metodzie, SKOMENTUJ TO! Jest możliwe być szczerym i uprzejmym w tym samym czasie i, patrząc na to szerzej, na pewno bardziej uprzejme jest wsparcie czyjegoś pragnienia sukcesu, niż nakłanianie go do odniesienia bardzo prawdopodobnej porażki. Co dana osoba zrobi w tym momencie, jest tylko jej decyzją, ale Ty przynajmniej powiedziałeś, co należy.
Znam zespół, który w ten weekend weźmie udział w zawodach w klasie Open. Mają 50/50% szans, że pies opuści ring podczas ćwiczenia chodzenia przy nodze. Jeśli jednak tego nie zrobi, mają 50/50 szans, że upuści aport przy nogach przewodnika. Jest 50/50% szans na to, że przyniesie aport, także przez przeszkodę, zanim zostanie po niego wysłany. Jeśli na tym etapie wciąż będzie na ringu (mało prawdopodobne), możliwe, że dobrze wykona skok w dal. Teraz nadchodzi czas na zostawanie w miejscu, gdy przewodnik znika z pola widzenia psa. Nigdy nie widziałam, żeby ten pies wytrzymał całe to ćwiczenie przez wymaganą ilość czasu, więc mogę założyć, że prawdopodobieństwo położenia tych zadań to około 98%.
Po co? Po co męczyć siebie i psa? Dlaczego nie zacząć treningu od początku i nie poszukać powodu swoich porażek i przygotować się na powrót do najbardziej podstawowych ćwiczeń? Być może poświęcisz cały rok na taką pracę i być może będziesz wtedy gotowy.
Już podjąłeś złą decyzję, zgłaszając się na zawody. Nie pogarszaj jej, uczestnicząc w nich.
A jeśli to zrobisz, wówczas moją kolejną, najlepszą radą będzie zacząć się modlić. O tak, i postaraj się nie popsuć niczyjego innego psa, gdy Ty będziesz pajacować i marnować czas.
Copyright © Denise Fenzi. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, wykorzystywanie tekstu, oraz zdjęć bez zgody autora zabronione.
Copyright © dla tłumaczenia: Emilia Prusevicius. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, wykorzystywanie tekstu, oraz zdjęć bez zgody autora zabronione.
Copyright © dla tłumaczenia: Emilia Prusevicius. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, wykorzystywanie tekstu, oraz zdjęć bez zgody autora zabronione.